Zacznę od kwestii palącej, bo najbardziej interesującej każdego, kto chciałby pretendować o tytuł laureata. Jak wyglądały Twoje przygotowania do konkursu?
Z przygotowaniami do konkursu bywało różnie, wszystko w zależności od przedmiotu. Angielskiego zaczęłam się uczyć, zanim jeszcze umiałam chodzić, a to jakieś bajki, a to książeczki, które czytała mi mama. Zawsze uczyłam się go więcej niż innych przedmiotów, więc przed konkursem nie było inaczej. Po prostu przerzuciłam się na podręczniki, których znajomość zalecano do konkursu. Jedyna różnica była taka, że przez te kilka miesięcy czytałam dużo tekstów na temat historii Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, ponieważ ta wiedza też była wymagana do konkursu, a na co dzień uczę się raczej ze zwykłych repetytoriów, historii tych krajów nigdy nie zgłębiałam.
Co do konkursu polonistycznego, historia jest trochę zabawniejsza (przynajmniej dla mnie, gdy mam przed oczami moją polonistkę). Do pierwszego etapu uczyłam się tyle, co na kilku kółkach, czyli praktycznie nic. Dlatego byłam bardzo zaskoczona moim wynikiem i dopiero wtedy podeszłam do tego na poważniej. Do drugiego etapu uczyłam się już solidniej, sięgałam po różne źródła, a warto zaznaczyć, że niektóre materiały, których znajomość kuratorium wymaga, są naprawdę trudno dostępne. Wiadomość o przejściu do trzeciego etapu tak mnie zmobilizowała, że starałam się obkuć materiał z każdej możliwej strony. Na feriach przychodziłam do pustej szkoły i spędzałam godziny z polonistką, która chyba liczyła na to, że odstawię inną naukę (w tym angielski) na rzecz polskiego i po części tak się stało, bo nie uczyłam się praktycznie nic do egzaminu gimnazjalnego, a i angielski trochę sobie odpuściłam, bo w tej dziedzinie czułam się znacznie pewniej.
Brałam też udział w konkursie historycznym, gdzie zakwalifikowałam się do etapu rejonowego. I moja refleksja jest taka, że jest to chyba najłatwiejszy konkurs, ponieważ jeśli naprawdę perfekcyjnie zapozna się z przewidzianym materiałem, to raczej nic nas nie zaskoczy. Zarówno na etapie szkolnym, jak i rejonowym, nie pojawiło się nic spoza podanej literatury. Do tej pierwszej części przygotowywałam się sporo, bo stwierdziłam, że większe szanse mam z historii niż z polskiego, i zaskutkowało to tym, że uzyskałam maksimum punktów. Ale później naukę odpuściłam, bo trzy konkursy po prostu mnie przerosły, a jak widać miałam tak przekonywującą polonistkę, że uległam jej sugestiom, żeby odpuścić historię i przyłożyć się do polskiego. Dalej niż do etapu rejonowego nie zaszłam.
„Na feriach przychodziłam do pustej szkoły i spędzałam godziny z polonistką (...)”. Też przez to przechodziłem :) |
Czy żeby zostać laureatem trzeba posiadać jakieś szczególne predyspozycje, czy wystarczy samozaparcie i dużo chęci? Jak myślisz?
Odpowiedź na to pytanie też jest po części zależna od konkursu. Jeśli chodzi o ten historyczny, to wystarczy mieć czas, chęci i odpowiednio dużo determinacji. Z konkursem polonistycznym jest chyba trochę inaczej. Wydaje mi się, że tutaj trzeba mieć trochę większe obycie z językiem, łatwość w formułowaniu wypowiedzi i znajomość podstawowych zasad gramatycznych. Dużo zależy od naszej wyobraźni i samodzielnej interpretacji, wiele pytań jest bardziej intuicyjnych i nie wszystkiego można się wyuczyć. Cóż, może dlatego, że zawsze pisałam bardzo dużo i w szkole podstawowej, i w gimnazjum, poszczęściło mi się na pierwszym etapie konkursu? Uczyłam się wtedy naprawdę niewiele. Nie zmienia to faktu, że jeśli ma się naprawdę dużo chęci i samozaparcia, to na pewno daleko się zajdzie.
Jeśli chodzi o język angielski, to jest naprawdę temat rzeka. Ubolewam nad tym, że połowa nazwisk na liście jest zagraniczna i niestety w wielu przypadkach jest tak, że laureatami zostają osoby, które większość życia spędziły za granicą. Czy to jednak wystarcza? Nie zawsze. Mam znajomą, która dwanaście lat spędziła w Stanach, przyjechała do Polski, ale nie dostała się nawet do etapu rejonowego. Wynika to po części z tego, że za granicą ludzie mówią bardzo niedbale, dla Amerykanów nie istnieje coś takiego jak mowa zależna albo czas Present Perfect. Jest też część kulturowa, gdzie jest mnóstwo informacji i niuansów, których trzeba się po prostu wyuczyć. Ciągle jednak osoba, która spędziła większą część życia w kraju anglojęzycznym, ma bardzo, bardzo duże ułatwienie w takim konkursie.
Przez te kilka miesięcy popełniliśmy całe morze notatek |
Jakie korzyści płyną z uzyskania tytułu laureata i finalisty?
Tytuł finalisty z polskiego teoretycznie daje punkty do liceum, ale w moim przypadku system ich nie liczył, bo miałam już maksimum za laureata. Może gdyby sytuacja była trochę inna, cieszyłabym się z tego tytułu o wiele bardziej, ale gdy wiem, że punkt więcej, a byłabym laureatem, nie potrafię pohamować lekkiego żalu i rozgoryczenia.
Jest jedna sytuacja, którą mogłabym jeszcze przytoczyć odnośnie do tego punktu. Otóż, jako że jestem człowiekiem bardzo niezdecydowanym, to i nie mogłam się zdecydować na liceum, do którego ostatecznie pójdę. Papiery złożyłam... ale po czasie. Podejrzewam, że gdyby nie olimpiada i konkursy kuratoryjne, nie dostałabym się na profil, który wybrałam, a który był też tym najbardziej oblężonym. Nigdy nie wiadomo, kiedy mogą przydać się nam takie osiągnięcia. Ale mimo wszystko polecam składać podanie w terminie. ;)
„(...) niektóre materiały, których znajomość kuratorium wymaga, są naprawdę trudno dostępne.” |
Czy udział w konkursie wniósł coś nowego do Twojego życia?
Oczywiście, że tak! Po pierwsze, i chyba najbardziej oczywiste, duże pokłady wiedzy. Ta z angielskiego już mi się przydaje, ta z polskiego na pewno przyda się w liceum. Wprawdzie laureatem nie zostałam, ale pocieszam się myślą, że przynajmniej „Pana Tadeusza” mam już omówionego. :) Zdałam sobie też sprawę, jak wiele pracy potrzeba, aby osiągnąć coś w takim konkursie i naprawdę podziwiam osoby, które są laureatami z kilku przedmiotów. Wyobraźcie sobie, że w Rzeszowie jest dziewczyna, która uzyskała ten tytuł w sześciu dziedzinach — sześciu!
Jak postrzegasz innych uczestników konkursu?
W obu konkursach brałam udział sama, przynajmniej w tych późniejszych etapach, więc żadnych większych znajomości nie nawiązywałam. Przed konkursem nie myślałam nawet, aby do kogoś zagadać, bo zwyczajnie stres był za duży, a w myślach powtarzałam jeszcze to, czego się nauczyłam. Ale tak się złożyło, że przeglądając listę osób zakwalifikowanych do drugiego etapu konkursu polonistycznego, rzuciło mi się w oczy nazwisko Radka (a miał najwyższą ilość punktów) i zaczęłam się zastanawiać, czy ja go przypadkiem nie kojarzę z Recenzji Optymisty. I tak się zaczęła nasza internetowa znajomość, a że Radek jest najmilszym człowiekiem pod słońcem, to automatycznie zaczynam wszystkich uczestników konkursu postrzegać bardziej pozytywnie. :D
Czy udział w dwóch konkursach może być owocny?
To chyba nie podlega wątpliwości, udział w takich konkursach daje naprawdę dużo. Owszem, pochłania dużo czasu i energii, ale ostatecznie wychodzimy z tego bogatsi o nową wiedzę i doświadczenia. A czasem nawet przyjaźnie. Sam fakt, że wzięłam udział w dwóch konkursach sprawił, że może byłam trochę pewniejsza siebie. Tłumaczyłam sobie to tak, że jak nie uda mi się w jednym, to może osiągnę coś w drugim. I rzeczywiście tak się to skończyło, z laureata jestem zadowolona, z finalisty nawet też. Ważne jest to, aby startować w tych dziedzinach, w których naprawdę czujemy się pewni. Materiału jest sporo i jeśli weźmie się udział w konkursie ze znienawidzonego przedmiotu, na pewno nic się nie osiągnie. Sądzę też, że warto skupić się na mniejszej ilości przedmiotów, aby osiągnąć w nich lepsze wyniki. Osiągnęłam coś w angielskim i polskim, ale zrobiłam to kosztem historii. Jedno jest pewne — próbować zawsze warto. Wystarczy odrobina miłości do danego przedmiotu. ;)
Dziękuję za pogadankę!
Klaudii chciałbym z całego serca podziękować za całą energię i sympatię, jaką włożyła w odpowiadanie na moje pytania. Mam nadzieję, że teraz konkursy kuratoryjne nie są Wam już tak obce.
____________________________________________
A historia z Pigoniem polega na tym, że kuratorium w literaturze obowiązkowej podało „Pana Tadeusza” z opracowaniem wybitnego Stanisława Pigonia. Warto zaznaczyć, że wydań tej epopei z opracowaniem Pigonia jest kilkanaście, każde z nich zawiera jakieś dodatkowe uwagi lub zmodyfikowaną treść. Zdobycie tego wymaganego wydania graniczyło z cudem. To opracowanie liczy sobie ponad kilkadziesiąt stron i jest pisane trudnym językiem. Nie wiadomo było, czego się można spodziewać po „Panu Tadeuszu” z opracowaniem Pigonia, bo jest to pozycja pokaźnych rozmiarów. Na jej analizowanie i czytanie poświęciliśmy niezliczone godziny. Wreszcie nadszedł dzień konkursu. Wiecie co? Zadanie dotyczące tej epopei i jej opracowania polegało na napisaniu do niej dedykacji...