Ariana | Blogger | X X

poniedziałek, 26 czerwca 2017

Bardzo jeszcze nastoletnia głowa rodziny


Katarzyna Ryrych „Jasne dni, ciemne dni”, Wydawnictwo Literatura, Łódź 2016 r.

Witek od dwóch lat jest głową rodziny (bardzo jeszcze nastoletnią), może liczyć tylko na siebie i jest już tym zmęczony. Matka – pogrążona w żałobie po Magdzie, która zginęła w wypadku samochodowym. Ojciec, który wtedy prowadził, leży w szpitalu bez kontaktu. A jest przecież jeszcze Bąk, potrzebujący miłości i przytulenia, i babcia z panem Alzheimerem. Kiedy Witek spotyka Kotę, okazuje się, że w jego sercu i głowie jest jeszcze miejsce i dla niej.

Najbardziej w tej powieści uderzyła mnie surowość narracji i w ogóle jakiś taki minimalizm świata przedstawionego. Źródła tej oszczędności należy się doszukiwać w osobie głównego bohatera. Jest nim piętnastoletni Witek, z wyglądu typowy Sebek, ale prócz dresów na sobie i bardzo krótko przystrzyżonych włosów nie ma wiele wspólnego z tym stereotypem. „Boks – moja miłość. Chodzę na zajęcia od dwóch lat. (...) Wolę walić w worek, niż tłuc głową o ścianę. I kompletnie nie rozumiem, dlaczego wszyscy się tak dziwią. Czy bokser koniecznie musi być tępakiem? Żeby wygrać, trzeba myśleć. Dużo czytam". Jednak tak prowadzona narracja pozostawia pewien niedosyt informacji o otoczeniu, przez co nakreślone wydarzenia nie mają w sobie nazbyt wiele realizmu, prawie wszyscy bohaterowie wraz ze swoimi problemami są do bólu papierowi i ciężko wykrzesać dla nich głębsze uczucia.

Mam wrażenie, że „Jasne dni, ciemne dni” to powieść, w której nadto skupiono się na problematyce. Bowiem życie Witka i jego przyjaciół naszpikowane jest kłodami rzucanymi przez życie: śmierć siostry Magdy, ojciec leżący w szpitalu bez kontaktu, Alzheimer babci, niezdrowa żałoba matki, chłód w relacjach między matką a resztą rodziny, Bąk okradziony z miłości matki, alkoholizm, przemoc domowa, rozbita rodzina itd. A to wszystko dzieje się tylko w dwóch rodzinach. Taki natłok problemów do rozwiązania (lub tylko do obserwacji), z których należy wyciągnąć jakieś wnioski i zatrzymać się na chwilę refleksji jest po prostu męczący. Powieść jest cienka (blisko sto pięćdziesiąt stron), ale wymagająca cierpliwości i skupienia.

Najbardziej ze wszystkich kreacji bohaterów spodobały mi się Bąk i babcia Witka. Ta pierwsza dodaje całej historii uśmiechu, radości i dziecięcej szczerości. Jej spontaniczność w wyrażaniu uczuć wzbudza w odbiorcy sympatię. Gdyby nie ona cała historia utrzymana byłaby w minorowym nastroju i na pewno wiele straciłaby na atrakcyjności. Z kolei babcia cierpiąca na Alzheimera jest postacią wyjątkową z kilku względów. Przede wszystkim jednak dlatego, ze autorka obdarza ją w wiele oryginalnych atrybutów. Wchodząc do mieszkania, można mieć pewność, że spotka się staruszkę w czarnej spódnicy i całkiem możliwe, że baletnica akurat będzie oglądała swój ulubiony film „Czarny łabędź”. Jej postawa, niefrasobliwość również wprowadzają do całej historii trochę radości, tak potrzebnej, by można było odetchnąć na chwilę od świata problemów. „Jasne dni, ciemne dni” wzbudza we mnie ambiwalentne uczucia. Z jednej strony przeczytałem ją szybko i polubiłem niektórych bohaterów, z drugiej była to lektura naprawdę wymagająca, trochę niedopracowana.

Oceniam: 5/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...