Ariana | Blogger | X X

środa, 11 lipca 2018

Jak powiedzieć „spadaj, mała!” i nikogo nie urazić


Świadome używanie w rozmowie słów niezrozumiałych dla innych uważam zwykle za świństwo. To chwyt stosowany albo przez ludzi z niską samooceną, albo intelektualistów ze skłonnościami do wredoty (pozdrawiam niespełnionych humanistów jak ja). Gardzę tym chwytem, kiedy chce się ośmieszyć albo zmanipulować swojego rozmówcę.

No dobra, ale przerzucanie się agelastami czy prestidigitatorami to też sposób na wymagającą zabawę i okazja do przyszpanowania. Nigdy nie zapomnę, jak germanistka porównała czyjąś gestykulację przy tablicy do prestidigitatorskich sztuczek i zadowolona omiotła spojrzeniem klasę, która nie miała pojęcia czy się śmiać, czy święcie oburzyć. Gdybym był odważniejszy i bardziej zainteresowany życiem w tamtym momencie, pewnie bym im wyjaśnił, o co chodzi, ale ostatecznie siedziałem cicho (jak przez całą edukację gimnazjalną) i pozwoliłem tryumfować germanistce. W końcu należało się jej za te wszystkie lata.
Można też dzięki rzadko używanym wyrażeniom oszczędzić komuś przykrości albo szyderczo sobie z niego zakpić. Ech, język! Ech, intelektualiści!

Pisz na Berdyczów!


W dzisiejszych czasach — jeżeli ktoś jeszcze używa tego zwrotu — „Pisz na Berdyczów!” znaczy tyle właśnie co „spadaj!", „odwal się!”, „daj mi spokój!”. Pewnie można by używać go również jako synonim do „spiedalaj!” (błąd celowy), ale
a) kulturalni ludzie tak nie mówią
b) zwykły użytkownik języka woli formy prostsze a dobitniejsze.
Choć dla mnie, jakby się kto postarał, to i sam Berdyczów wymówiłby wulgarnie.

No i tu mógłbym skończyć ten tekst, ale nieproporcjonalność długości wstępu do reszty złamałaby mi serce, a zresztą losy tego wyrażenia są tak poplątane, że grzechem byłoby ich nie prześledzić. Tak więc...


Berdyczów jest obecnie miastem ukraińskim, ale wcześniej przez wieki należał do Rzeczpospolitej. Po tym jak miasto otrzymało od króla przywilej urządzania dziesięciu jarmarków rocznie (oszałamiająca liczba), stało się bardzo ważnym centrum handlu. W związku z tym każdy szanujący się kupiec bywał w Berdyczowie dość często. Przedstawicieli tej profesji trudno było wówczas namierzyć, gdyż wędrowali z miejsca na miejsce, wiedziano jednak, że prędzej czy później będą zmuszeni zahaczyć o Berdyczów. Dlatego właśnie na tamtejszy urząd pocztowy nadawano przesyłki, po wcześniejszej prośbie „pisz do mnie na Berdyczów!”. Był to łatwy i skuteczny sposób komunikacji.

Z czasem jednak znaczenie tego powiedzenia zaczęło ulegać zmianie, pewnie na skutek długiego czasu oczekiwania na odpowiedź i pisanie na Berdyczów nie kojarzyło się już z pewnością wymiany informacji a bardziej z próbą spławienia interesanta. Na odczytanie listu trzeba było bowiem poczekać przynajmniej 2-3 miesiące. To niesamowite, że pozytywne skojarzenie może nabrać zgoła odmiennego wydźwięku!

Współcześnie to wyrażenie przypadło do gustu dziennikarzom, którzy tytułują nim swoje artykuły dotyczące jakichś nieprawidłowości w działaniu poczty, skutkujących wydłużeniem czasu oczekiwania na przesyłkę. Pewnie gdyby „Pisz na Berdyczów!” było wciąż żywe w mowie, zmieniłoby po raz kolejny swoje znaczenie, wątpię jednak, by do tego kiedykolwiek doszło.


Jeżeli chodzi o mnie, tylko raz słyszałem, żeby ktoś użył tego wyrażenia. Akurat siedziałem w pierwszej ławce na historii, a mieliśmy omówienie i poprawę sprawdzianu. Naturalnie w połowie lekcji do biurka ustawił się sznur uczniów, którzy doliczyli się więcej punktów niż nauczyciel. No i zawsze chodziło o zadania zamknięte, gdzie okazywało się, że historyk „chyba wziął pod uwagę odpowiedź a), ja przecież a) przekreśliłam i zaznaczyłam poprawną odpowiedź na sprawdzianie”. Sytuacja powtarzała się z każdym, kto dobił do biurka, ale nauczyciel nie wytrzymał, kiedy ktoś tam podszedł do niego po raz drugi. Wziął sprawdzian do ręki, schował do swojej teczki i powiedział:
— Pisz na Berdyczów!
Odeszło od biurka rozeźlone dziecko, któremu zabrakło jednego punktu do wyższej oceny, a ja po raz pierwszy i ostatni (jak dotąd) usłyszałem, żeby ktoś użył tego zwrotu.

Pisząc, pożytkowałem się wiedzą z Wikipedii i „Co w mowie piszczy?” Katarzyny Kłosińskiej.
P.S Historyk opracował metodę, która nie dopuszczała już oszustw. Zakreślał wielkim, czerwonym minusem odpowiedź a), czy tam inną zaznaczoną i wiadomo było, kto jakiej udzielił :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...