Ariana | Blogger | X X

środa, 25 lipca 2018

Dlaczego jedni to lubią, a drudzy nie?


Ni stąd, ni zowąd przyszło mi do głowy jedno pytanie: dlaczego dla jednych „Mały Książę” jest literackim objawieniem, powiastką, która zmieniła podejście do różnych spraw, a niektórzy myślą o nim tylko z niechęcią? Temat zaczął krążyć wokół literatury ogólnie: dlaczego nie podobają nam się książki, które są bliskie naszym upodobaniom; i w drugą stronę? Siłą rzeczy musi chodzić nie tylko o gust. O co zatem?


„Homo est animal sociale”, czyli człowiek jest zwierzęciem społecznym,
(wybaczcie, ale uczyłem się sentencji łacińskich na konkurs, w którym nic nie udało mi się osiągnąć, więc żebym nie czuł się jak przegryw, wplatam je choćby tutaj do tekstów)
 jak powiedział Arystoteles. Dlatego właśnie nastroje otoczenia silnie wpływają na nasze odczucia. Większość z nas ma w sobie wewnętrznego buntownika i jeżeli tylko usłyszy on przyklaskiwanie innych, dostaje szału, nie zgadza się z powszechną opinią, mówiąc sobie, że inni nie mają racji, że są głupi i w ogóle kto podąża za tłumem?

Z tej przyczyny diametralnie zmieniło się moje nastawienie do kilku książek, nawet jeżeli z początku całkiem mi się podobały. Tak było choćby ze wspomnianym już „Małym Księciem”. Przyznam szczerze, czytając go po raz pierwszy, niewiele zrozumiałem z wszystkich tych alegorii, ale ujęły mnie niektóre myśli, więc na Antoine'a de Saint-Exupéry'ego spoglądałem przychylnym okiem. Potem, nie wiem dlaczego, wybuchła epidemia zachwytów nad „Małym Księciem” i przytłaczająca liczba okrzyków uwielbienia atakująca z wszystkich stron zdegradowała w moich oczach tę powiastkę filozoficzną.

Czy potrzebny jest nam taki wewnętrzny buntownik? Mam co do niego ambiwalentne odczucia, bo z jednej strony zmusza do głębszego przeanalizowania dzieła i zweryfikowania naszego zdania, ale z drugiej to zwykła manipulacja, pod której wpływem nawet arcydzieła malują się nam jako grafomania czy tania rozrywka. Co śmieszniejsze: to automanipulacja, bo przecież nikt nas nie zmusza do zmiany opinii. Inna sprawa, kiedy o naszym stosunku do powieści decyduje opinia naszych autorytetów, lubimy im bowiem ulegać, być jak oni.

Każdy pewnie potrafi przytoczyć przykład powieści przeczytanej przedwcześnie albo za późno. Wiek, a dokładniej posiadany na danym etapie rozwoju światopogląd, umiejętność analizowania i znajomość tekstów kultury, są kluczowe dla odbioru powieści. Trudno, żeby oczekiwać od gimnazjalisty sympatii dla twórczości klasyków lub przekonać dorosłego do literatury młodzieżowej (co oczywiście nie jest niemożliwe). Ale to nie znaczy, że którekolwiek z tych dzieł jest złe. Po prostu odgrywają w naszym życiu ważną rolę tylko w pewnym wieku.

To smutne, że z tego powodu możemy bez odwrotu stracić szansę na polubienie jakiejś powieści, która mogłaby w jakiś sposób na nas wpłynąć. I tak jednak nie uda nam się przeczytać wszystkiego. Może czas pomyśleć nad jakąś listą książek do przeczytania w danym wieku? Choć z natury jestem nieufny względem wszelkich rankingów, a robienia czegokolwiek pod przymusem i tak nikt nie lubi.
Przymus. To też ważny czynnik. Na palcach jednej ręki u pracownika tartaku można by policzyć uczniów, którzy do obowiązkowych lektur podchodzili z przyjemnością. Ech, co ten wewnętrzny buntownik z nami wyprawia!

Zgadnijcie, który Kleks to ten brzydki. (jeżeli cokolwiek rozóżnicie z tych zdjęć)

Dla mnie ważny jest wygląd powieści oraz warunki, w jakich ją poznaję. Jeśli w dzieciństwie umieraliście ze strachu przed marszem wilków w „Akademii Pana Kleksa”, to z pewnością sięgnęliście też po książkę Brzechwy. Miałem to nieszczęście czytać wydanie Siedmioroga, w którym ilustracje były tak paskudne i niepasujące do atmosfery całej opowieści, że po prostu musiałem odłożyć lekturę, żeby nie zniechęcić się do świata Pana Kleksa. Całe szczęście później wpadło mi w ręce wydanie Naszej Księgarnii z ilustracjami Marianny Sztymy  — jeszcze nie do końca to, czego szukałem, ale o wiele bliższe mojemu sercu, z duszą.

Czasami mają znaczenie nawet takie pierdoły jak kolor papieru czy czcionka. Dałbym się pociąć za białe wydanie całej serii „Pana Samochodzika”, tym bardziej, ze egzemplarze wypożyczone z biblioteki były już trochę nadszarpnięte przez czas, dzięki czemu opisywane przygody były jeszcze bardziej namacalne.

„De gustibus non est disputandum”, co się przekłada jako „o gustach się nie dyskutuje”. Jak się jednak okazuje, nie tylko nasz gust ma wpływ na to, jak będziemy nastawieni do różnych dzieł.
No więc geny czy środowisko?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...