Ariana | Blogger | X X

piątek, 2 lutego 2018

Co słychać w styczniu? | Podsumowanie muzyczne


Na początku zaznaczam, że poniższe zestawienie nie dotyczy tylko (albo w ogóle) najnowszych utworów, to tylko podsumowanie tego, co usłyszałem w styczniu i bardzo przypadło mi do gustu. Wiecie, odkrywanie nowych zespołów i piosenek to naprawdę superzabawa, dlatego proszę Was o to, żebyście w komentarzu zostawili swój hit stycznia. Takie wymienianie się swoimi ulubieńcami może przynieść coś fajnego zarówno mnie, jak i całym rzeszom czytającym tego bloga (ni krzty ironii). W tym miesiącu w ruch poszły syntezatory, które moim skromnym zdaniem nadają utworom niepowtarzalnego klimatu.


Po pierwszym odsłuchaniu pojawiła się myśl, że to może być coś ciekawego. Kolejne odkrywały przede mną coraz więcej treści zawartych w tym utworze, pozwalały na niego spojrzeć z różnym perspektyw, przez pryzmat różnych własnych doświadczeń. Jestem ciekawy, jakie wspomnienia i emocje wzbudzi w Was. Charakteru nadaje gitara, rozsiewająca poczucie niepewności, zwalniająca myśli. Niestrudzony bas hipnotyzuje, do czego przyczynia się też wokal – trochę zmęczony, wyzuty z nadziei i energii. Adekwatny do przekazu. Słuchając „Gallowdance” (tytuł można rozumieć jako wisielczy taniec), doszedłem do wniosku, że język niemiecki wyjątkowo dobrze oddaje mroczne myśli. Hanover brzmi mocniej, kiedy przechodzi z angielskiego na swój ojczysty język, piosenka wówczas silniej oddziałuje na emocje, łatwiej ulec atmosferze grozy. Moim zdaniem teledysk jest doskonałym dopełnieniem tego klimatu. Poza tym przyciąga uwagę i zapada w pamięć dzięki sugestywnym ujęciom. Darkwave w najlepszej postaci.


Kolejna piosenka niemieckojęzyczna, która wiele zyskuje na tym, że śpiewana jest w tym właśnie języku. Mówią o sobie martwe manekiny grające smutny pop i to słychać, a także widać na teledysku. Mnie w „Kalter Lippenstift” przede wszystkim przyciąga ścieżka dźwiękowa, pozostawiając gdzieś w tyle przekaz piosenki. Trzeba przyznać, że melodia brzmiąca z jednej strony dość beztrosko, ale nabierająca zgoła odmiennego charakteru dzięki dodatkowym akcentom w tle, od razu wpada w ucho i nie można się jej pozbyć od tak. Długo będzie Wam chodzić po głowie.


Myślałem nad osadzeniem wersji albumowej, ale jednak wydaje mi się przydługa, a poza tym na powyższym filmiku możemy oglądać niepowtarzalną Divine, która ma w sobie coś przyciągającego niezależnie od tego, co robi ani jak wygląda. Karierą Divine zainteresowałem się po obejrzeniu „Różowych flamingów” (1972), które do dzisiaj robią wrażenie i wciąż pozostają kontrowersyjne. I słuchając tej piosenki, za każdym razem myślę sobie, że drag queen śpiewająca o kimś, kto nie okazał się wystarczająco męski, jest odważna. Poza tym Divine ma po prostu ciekawą barwę głos i ta chropowatość idealnie pasuje do poruszanej przez nią tematyki.


Moje pierwsze myśli po odsłuchaniu tej piosenki, to przede wszystkim: świeżość, lekkość i zabawa muzyką. Wokalistka, Olivia Merilahti, będąca też autorką tekstu, ma w sobie nieposkromione pokłady energii i pozwala swoim słuchaczom uszczknąć tej dziarskości. Wydaje się Wam, że już gdzieś to słyszeliście? Całkiem możliwe, bo trzy lata temu TVN wykorzystał utwór do swojego spotu wizerunkowego na wiosnę. Wpada w ucho, nieprawdaż? :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...